23 września 2010

Cytra


Chcę dziś napisać o mojej cytrze. Trudno mi się na niej gra. Ale nie ze względu na technikę, bo to jeden z najłatwiejszych instrumentów – nie trzeba układać akordów, wystarczy uderzać delikatnie w struny. No właśnie… wystarczy tyle… Czasem to, co najprostsze sprawia najwięcej problemów (szczególnie w moim przypadku – i tu słyszę już śmiech co niektórych). Akompaniament cytry nie prowadzi śpiewu wspólnoty, nie nadaje jej rytmu. Podaje tylko ton a potem delikatnie jej towarzyszy. Delikatnie - kaskadą dźwięków jak kropelki. Wspólnota sama utrzymuje rytm a ja w niego wchodzę, daję się ponieść z prądem śpiewu. Struny muszą mieć czas aby wybrzmieć. Kiedy jesteśmy podzielone na dwa chóry, uczymy się siebie słuchać. Każdy ma swój czas mówienia i swój czas słuchania. To uczy dialogu. I pokory. I cierpliwości. I zależności od wspólnoty, takiej zdrowej i życiodajnej zależności, która sprawia, że staje się częścią czegoś. Czegoś, co staje się także moim, co ja również tworzę sobą. Śpiew Psalmów wiele mnie uczy…


3 komentarze:

  1. Piękny instrument...kiedyś słyszałam jego dźwięk oglądając nabożeństwo Wspólnot Jerozolimskich w satelitarnej TV i...bardzo mnnie urzekł :) :) ściskam Cię Oluś gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszę, nawet nie pomyślałbym, że gra na cytrze może tyle nauczyć :) Na pewno jest to piękny instrument, bo biblijny. Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, to piękny instrument, choć tak naprawdę nie wiemy, czy cytra, na której grał król Dawid wyglądała właśnie tak. Pozdrawiam również, z Bogiem!

    OdpowiedzUsuń