Ponieważ ogórki i grzybki nie poddały się inkulturacji (tu uważa się takie rzeczy za zepsute), zjadłyśmy je we własnym zakresie, nie mając wyrzutów sumienia ;) ale kisielkami podzieliłyśmy się dzisiaj ze wspólnotą. "Dolce polacco" było "buono".
Taki mały gest. A taki ważny. Mam siostry, które o mnie myślą.